O MNIE



Cześć,
mam na imię Agnieszka i zawodowo przez 15 lat byłam związana z branżą hotelarską głównie w obszarze sprzedaży i marketingu. Ambitna perfekcjonistka i pracoholiczka z ogromnym ciśnieniem na sukces - jeszcze niedawno można było mnie tak określić. 


Moja optyka zmieniła się po narodzinach pierwszego dziecka. To był dla mnie prawdziwy przewrót i zamach na wolność osobistą. Sytuacja zmusza do refleksji i przewartościowania priorytetów. 

Nagle dostajesz energetycznego kopa. Mimo nieprzespanych nocy potrafisz funkcjonować, okazuje się, że pobudka o 5 rano to nic wielkiego. Przychodzi motywacja, żeby ten czas wykorzystać w stu procentach. Za chwilę pojawia się drugie dziecko i właśnie wtedy postanawiasz żyć bardziej świadomie i realizować, tak długo odkładane marzenia. No bo kiedy, jeżeli nie dziś, nie teraz.

Od października 2018 mieszkam z rodziną w Luksemburgu, gdzie ogarniam domową logistykę i realizuję swoje sportowe aspiracje. W między czasie uczę się francuskiego i wdrażam w życie kolejne pomysły.




MOJA HISTORIA
Sport towarzyszył mi od dziecka. Jako uczennica wiejskiej szkoły zaliczałam wszystkie możliwe zawody lekkoatletyczne w randze gminnego współzawodnictwa i tam, gdzie nie było uczestniczek klubowych (mam tu na myśli dziewczynki, które już wtedy uczęszczały do różnych klubów i trenowały pod okiem trenerów) to zawsze obstawiałam podium. Niezwyciężona byłam w tenisie stołowym, gdzie przez całą podstawówkę zajmowałam wyłącznie pierwsze lokaty. Jednak nie tenis skradł moje serce.


Dorastałam w czasach, w których, aby mieć okienko na świat i dostęp do języków obcych rodzicie kupili antenę satelitarną. Taki talerz ze średnicą metra, który wisiał na fasadzie domu i ściągał kolorowe obrazki ze świata. Pamiętam, że bardzo ciągnęło mnie do tego świata, który istniał poza wsią. Nie wiem czy to normalne, ale jednymi z pierwszych odkrytych przeze mnie kanałów były te sportowe. Uwielbiałam oglądać wszystkie sporty wodny, w życiu wcześniej nie widziałam basenu na oczy i długo później rownież na żywo. A już bez reszty pochłaniały mnie zawody, w których najpierw ludzie płynęli, później jechali na rowerach a na koniec na oparach już sił, biegli. Były wśród nich kobiety, z którymi na maksa się już wtedy utożsamiałam. Potrafiłam śledzić relację na żywo do późnych godzin nocnych lub już rannych. To były lata 90. lata mojego dzieciństwa. Te obrazki mam w głowie do dziś. I te emocje, które mi towarzyszyły, to był mój świat, mój kierunek.

KOLARSTWO
Kiedyś we wsi, w której mieszkałam zorganizowano zawody kolarskie. Zobaczyłam, że na takim specjalnym (wtedy miało się w zasięgu albo składaka, albo ruska) rowerze, kolarzówce, startuje wśród chłopaków dziewczynka, córka trenera. Mniejsza ode mnie, chyba o głowę. To był koniec, skoro ona mogła to przecież ja również musiałam dołączyć do grupy i ścigać się jak oni. Po ciężkich negocjacjach z mamą pojechałam na swój pierwszy trening do miasteczka oddalonego o 10 km na rusku pożyczonym od dziadka. Nie ważne, że za duży, że za ciężki, że koła scentrowane. Ja rwałam do przodu, chłopaki zostawały z tyłu. Złapałam wiatr w żagle. Miałam wtedy 12 lat.

Moje kolarstwo trwało 3 lata. W między czasie, po roku treningu, zajęłam na Mistrzostwach Polski w czasówce 14 miejsce, na jakieś 50 dziewczyn. Był to okres w którym nie było podziału na kategorie wiekowe, kobiety i dziewczyny jeździły wszystkie razem. 
W ostatnim roku mojego trenowania jakoś tak zaczęłam niknąć. Wyniki słabły a ja chudłam. Nałożyły się na to egzaminami do szkoły średniej, więc dodatkowy stres. Długo nie wiedziano co mi jest, a jak już się dowiedziano to czekały mnie dwie operacje i chemioterapia. Marzenie o sporcie wyczynowym rozmyło się wraz z diagnozą lekarską. Mimo wszystko, nadzieja na powrót do sportu trzymała mnie wtedy przy życiu i pozwoliła szybko zregenerować siły.

BUNT
Skoro nie mogę wyczynowo to nie będę wcale. Zakopałam swoje marzenia głęboko w sercu na kolejne 20 lat.

Życie toczyło się standardowo, liceum, studia, pierwsza praca i kolejne. Myśl o sporcie została wyparta codziennością, imprezami i robieniem kariery. Z Olsztyna do Juraty, potem Sopot, następnie Warszawa, gdzie poznałam Rafała. Choć oboje dzielimy pasję podróżowania to dobrze nam było razem na kanapie. W między czasie zaczął się boom na bieganie, potem coraz więcej znajomych zaczęło uprawiać triathlon. Jakoś mnie to jeszcze nie przekonywało. I wtedy urodził się Remiś. 
Wraz z Remkiem życie wywróciło mi się do góry nogami, jak to każdej niezależnej mentalnie jednostce. Praca, dom, dziecko praca, dom itd…zabrakło mi oddechu, a każdą wolną chwilę, taką którą miałam tylko dla siebie chciałam wycisnąć do ostatniej kropli. Postanowiłam rzucić palenie, co dodatkowo zmotywowało mnie do ruszenia d@#y. Zapisałam się na poledance. Przyszła wiosna, a wraz z nią bieganie. Z tyłu głowy siedział mi już pomysł o tym, żeby trenować triathlon jednak, chciałam do tematu podejść systemowo. Czułam, że muszę odzyskać formę i kondycję, bo umówmy się, po tylu latach nic nie robienia była tam gdzie była. Czyli daleko w polu. No to jak bieganie, to przecież bez pomiaru się nie da. Na urodziny sprawiłam sobie piękny, różowo-czarny zegarek, oczywiście z funkcją TRI. Nie minęły dwa tygodnie treningu, a ja zaszłam w ciąże z drugim dzieckiem. Odcięło mi prąd na całe 9 miesięcy, urodziła się Mia, a wraz z nią projektTRI.  Ponownie zaczęłam biegać w maju 2018, trzy miesiące po urodzeniu córki i tak trwam do dziś. Mam za sobą kilka startów biegowych i triathlonowych, a o tym co u mnie na bieżąco możesz czytać tu na blogu, Instagramie lub Facebooku.

MOJE WARTOŚCI
Chcę, żeby moje dzieci wyrastały w domu pełnym pasji i zdrowego stylu życia, żeby umiały być szczęśliwe. To dzięki nim znalazłam motywację i dodatkowe pokłady energii do realizacji swoich marzeń. Niech wiedzą, że pasja to coś wartościowego w życiu i nigdy nie jest za późno, żeby ją odnaleźć i się w niej realizować. Niech mają odwagę do odkrywania własnych ścieżek. 

Droga do celu ma prawo być kręta, a życie potrafi przeczołgać, ale, dzięki temu stajemy się silniejsi. Czasem nie znajdziemy odpowiedzi na pytanie dlaczego ja, dlatego wyciągnijmy z tego lekcje i patrzmy z optymizmem w przyszłość.



Dziękuję, że dotarłeś/aś, aż tu. Rozgość się na moim blogu! 

Aga



1 komentarz:

  1. ♥️♥️♥️ Pięknie!

    Zapraszam również do mnie Patrycja_TriLife, nazwajem możemy inspirować ��

    OdpowiedzUsuń

Wasze komentarze są dla mnie cennym źródłem informacji do tego, aby blog mógł się rozwijać. Będą też stanowiły inspirację do kolejnych wpisów. Dziękuję!
Aga

Copyright © Aga projektTRI , Blogger