Tym razem bez etapu kolarskiego, ale z podwójną dawką biegania przeplecioną solidną dawką pływania podczas II Olsztyńskiego Aquathlonu, organizowanego jako memoriał Magdaleny Mielnik przez Olsztyńską Szkółkę Triathlonową, pieszczotliwie zwaną wyderkami.
Zaciesz na twarzy uchwycony w punkt. fot. foto olsztyn |
Długo czaiłam się na to wydarzenia. Nie bardzo wierzyłam, że dam radę powalczyć na dystansie 5,6 km (bieg i pływanie łącznie). Nie to, że liczyłam na podium, ale zwyczajnie nie chciałabym być ostatnia. A tu trzeba wszystko szybko. Termin mi obcy i daleki od wrodzonych umiejętości. Ja biegam piątkę w tempie na dyszkę, czyli nieco powyżej 5 minut/km, a tu pierwsza część zawodów to jedynie 2,5 km. Ostatnio tyle przebiegłam (w trupa) w czasie 12 minut podczas testu Coopera. Czołówka pokonuje ten dystans w około 8-9 minut co jest poza moim zasięgiem, no a w trupa też nie mogę, przecież jeszcze dwa etapy wyścigu przede mną.
SZYBKO SZACUJĘ
KATEGORIA OPEN
że z biegania, w najlepszym przypadku będzie 25 minut i początkowo zakładane 800 m pływania bez pianki to jakieś 18 -20 minut (ostatecznie pływanie odbyło się na dystansie 600 m). W ostatecznym rozrachunku jakie 44 minut plus strefy zmian. Z 32 zawodników walczę wśród, jedynie, 9 dziewczyn. Aby uniknąć, niepotrzebnej paniki przypomniałam sobie cel mojego uczestnictwa.
Przyjechałam głównie po to, żeby wesprzeć swoją skromną osobą to wydarzenie. Olsztyn to moje miasto, tu kończyłam liceum i studia. Chciałam dorzucić cegiełkę ku pamięci Magdy. Nie znałam dziewczyny osobiście, ale wstrząsnęła mną jej historia. Promowanie aktywności wśród dzieci, młodzieży i dorosłych, szczególnie kobiet, jest mi bardzo bliskie, więc oto jestem.
w tym roku pojawiła się w regulaminie zawodów po raz pierwszy w związku z czym nie było punktu odniesienia, a wiadomo z zawodniczkami PRO nie ma co się równać. Na odprawie dowiadujemy się, że razem z nami startują utytułowane już zawodniczki Hania Kaźmierczak - profesjonalna triathlonistka oraz Justyna Burska - wielokrotna Mistrzyni Polski w pływaniu długodystansowym. Obiegłam wzrokiem pozostałe dziewczyny, nie miałam wątpliwości, że trzeba będzie dać z siebie dużo.
5 MINUT DO STARTU
NAGLE SŁYSZĘ - JESTEŚ TRZECIA!
Ustawiam się w miarę z przodu, parę metrów za linią startu jest ostry zakręt w lewo i przewężenie. Nie chciałam tracić cennych sekund już na tym etapie wyścigu. Oczywiście bardzo szybko połowa stawki mnie wyprzedziła w tym przynajmniej 6 dziewczyn. Biegnę przecież szybko, a mimo to wszyscy mi uciekają. Na drugim okrążeniu wyprzedziłam jedną zawodniczkę zostaje jeszcze około 500 m do ukończenia pierwszego etapu. W pewnym momencie poczułam niepokojący ból w okolicy biodra, który zaczyna promieniować do kolana. Pierwszy raz doświadczam fizycznego bólu podczas biegania. No dobra czasem kostka da o sobie znać ale biodro, wtf? W głowie zaczynają się kotłować myśli. A co jeżeli nie przejdzie tylko się nasili, czuję, że gdyby dystans był dłuższy to mogłabym mieć problem z ukończeniem biegu. Do strefy zmian dobiegam w połowie stawki. Krótka rozmowa z Tomkiem, który wpadł chwilę przede mną, co słychać i jak mu tam na tych zawodach. On pierwszy raz łączy bieganie z pływaniem. Niespiesznie zdejmuje buty, skarpetki okulary. Wkładam czepek i gogle, które jakoś tak mi się wbiły pod jednym okiem, że czułam nadchodzący kataklizm. Jeszcze tylko uśmiech do Karoliny, która mi towarzyszyła z aparatem i w drogę.
Kto by się tam przejmował czasem;) fot. Karolina Korycka |
Jak mama zrobi fryzurę to włos nie drgnie;). fot. Karolina Korycka
|
NO TO CHLUP!
Lecę w tą wodę, która okazuje się być, uwaga, super fot. Karolina Korycka |
Zaskakująco przyjemnie okazało się wbiec do wody po szybkim i wyczerpującym bieganiu. Czułam, że mięśnie rąk solidnie popracowały na poprzednim etapie, szczęśliwie ból w biodrze ustąpił. Możliwe, że to adrenalina chwilowo zakłóciła postrzeganie rzeczywistości. Mimo płynięcia klasykiem, bo takie miałam założenia (tzn. sama tak sobie wymyśliłam, nie mówcie trenerowi) na początek, zaczęłam wyprzedzać ludzi, którzy do tej wody wpadli przede mną. Więc równając oddech zaczęłam powolutku przechodzić do kraula i właściwie po nawrotce to już głównie kraulem. Zwłaszcza, że pojawiły się ogromne fale i żabą majtało mną na boki powodując delikatny, na granicy choroby morskiej, zawrót głowy. W pewnym momencie czuję, że ktoś drapie mnie po piętach a i o kostkę się otrze. Próbuję zgubić to wodne yeti, płynę mocniej, ale trzyma się niczym pijawka, nie odpuszcza i tak aż do brzegu. Na szczęście okazało się, że to był jedynie człowiek, który w dodatku grzecznie za dociągnięcie do brzegu podziękował. Tak oto odkryłam pływanie w bąbelkach i czyiś nogach. tzn moich.
Zabrakło z dwóch pociągnięć lub dobicia do brzegu motylkiem i w pozycji wyjściowej znalazłam się na poziomie ud. Zgubiłam kilka sekund, ale już nie cudowałam tylko wygramoliłam się z tej wody po to, żeby za chwilę ubrać skarpetki i buty i ruszyć na trasę biegową.
Na zakręcie widzę i słyszę Przemka z bbl barczewo (kiedy jestem u rodziców wpadam do nich na trening grupowy), krzyczy, jak przystało na prawdziwego mentora, że jeszcze chwilę mam odpocząć, że łyczek wody i, żeby polać kark i głowę. No to robię jak coach każe. Towarzyszy mi wciąż kolega z wody, sapiemy tak sobie razem, widzę, że żadne nie ma ochoty wyprzedzić. Na co on, że mogę biec szybciej, nie muszę na niego czekać. A ja przecież na nikogo nie czekam tylko zwyczajnie miło mi się biegnie w tym rytmie i jak zwykle ruszyć dooopy szybciej nie mogę. Wreszcie kolega odpada sam z siebie a ja biegnę trzymając rytm i licząc na to, że mnie żadna dziewczyna na tym bieganiu nie wyprzedzi. Bo głupio tak na końcówce, a moje nogi zwyczajnie na szybkie bieganie mówią stanowcze i zdecydowane nie!
ROZPOCZYNAM DRUGIE,
finałowe, okrążenie. Po nawrotce widzę, samych chłopaków, uff, machamy do siebie, przybijamy piątki ze znajomymi. Przecież chodzi o super zabawę, a wymiana uprzejmości i uśmiechów to zawsze plus 10 do mocy, która zaczyna się powoli kończyć. Jednak już po chwili pojawiają się dziewczyny, te które były dużo przede mną na pierwszym etapie, przeszedł mnie mały niepokój, ale trzymam tempo, przynajmniej tak mi się wydaje i niech się dzieje. Doping zacny bo oprócz Przemka, na trasie Beata i Piotrek i wszyscy mi dopingują, że jest dobrze, tak trzymać, że lecisz i w ogóle. No to lecę i w duchu cieszę się, że są tam razem ze mną, mimo, że pomimo mnie tam są, bo i tak by byli (drugi rok z rzędu wspierają w ramach wolontariatu imprezę). No ale spinam się trochę jak widzę tego trenera Przemka, bo on zawsze jakąś uwagę wtrąci, że ramionka raz za blisko, a to za szeroko, że słabo pracują, a nóżkami to drobię jak na takie rześkie tempo i w ogóle i w szczególe. Więc spinam się w sobie, że choć wolno to przynajmniej w ładnym stylu. Bo wiadomo, że nad prędkością to lata pracy, ale styl łatwiej poprawić. Tak więc głowa w górę, łopatki ściągnięte, wydłużam krok, szczęśliwie z górki, uśmiech wiadomo i lecę do mety.
NAGLE SŁYSZĘ - JESTEŚ TRZECIA!
Nie każ mi chodzić, kiedy ja chcę latać! fot. foto Olsztyn |
NO TO ZACIESZ :D
Trzecia, obok utytułowanych zawodniczek jak Hania Kaźmierczak oraz Justyna Burska, to trzeba opić (bezlakoholowym, rzecz jasna;). Niesamowite uczucie tak sobie stać obok na podium, uścisnąć dłoń i dzielić krótka chwilę chwały. Nie ważne, że do Hani straciłam jakieś 7 minut a do Justyny 3 minuty i, że czwarta zawodniczka deptała mi po piętach bo wpadła na metę niecałą minute po mnie. W tym dniu to ja byłam czarnym koniem tej imprezy. Gratuluję wszystkim, którzy na mnie stawiali;)
Oficjalnie zrobiłam 2500|600|2500m w 37,35 min i było to 37,35 minut super frajdy, nawiązania nowych TRI znajomości i przetarcia nowych sportowych ścieżek. Wspominałam już, że dobrze się przy tym bawiłam!?
Organizacyjnie, jak na tak kameralną, jeszcze imprezę, bardzo sprawnie. Właściwie nie ma się do czego przyczepić. Wszystko dopięte na ostatni guzik.
Jeżeli macie jakieś pytania dotyczące imprezy to piszcie w komentarzach. Chętnie odpowiem. No i łapcie subskrypcje, żeby być na bieżąco z moimi sportowymi przygodami. Szykuję również coś extra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wasze komentarze są dla mnie cennym źródłem informacji do tego, aby blog mógł się rozwijać. Będą też stanowiły inspirację do kolejnych wpisów. Dziękuję!
Aga