KIEDY POŁĄCZYSZ SYSTEMATYCZNOŚĆ, DETERMINACJĘ I PASJĘ TO TWOJE MARZENIA STANĄ SIĘ RZECZYWISTOŚCIĄ!
Foto źródło własne. |
Po dwóch latach systematycznego biegania złamałam barierę 50 min na dystansie 10 km. Ustanawiając nową życiówkę na poziomie 49:34s, która jest o ponad 2 minuty lepsza od zeszłorocznej, 51:36s.
14 czerwca 2020, niedziela.
Noc miałam wyjątkowo przespaną, a warunki na zewnątrz idealne: 16 stopni C, lekki wiatr z górki i z wiatrem pod górkę, łącznie do zrobienia 3,5 okrążenia, końcówka z górki. Najpierw 18 minutowa rozgrzewka, z czterema akcentami 10''/30'', 500 metrów w tempie startowym i 5 minut wyciszenia, łącznie prawie 3 km. Postawiłam też na dynamiczne rozciąganie, wymachy nóg, krążenia.
O 11:30 byłam gotowa na start.
W tym momencie chciałoby się napisać, że tłumy kibiców zagrzewały do walki, dzieci wystawiały dłonie, żeby przekazać zawodnikom darmową energię, a ja wyprzedzałam kolejną i jeszcze jedną osobę, niosła mnie jakaś magiczna siła, a na koniec, finiszując sprintem, zrobiłam wymarzoną życiówkę na 10 km.
Niestety, tak fantastycznie nie było, a wręcz nudno i dość monotonnie, a jedyny głos, który mi towarzyszył to wybijany rytm biegu. Po 3 km miałam już lekko dosyć i nie mogłam doczekać się czwartego. Przeszło mi nawet przez myśl, że może aby tak przełożyć ten bieg na kiedy indziej, ale wtedy przypomniałam sobie o konkursie, i o wszystkich Was, którzy typowaliście wyniki i dopingujecie mnie tak mocno, więc zacisnęłam zęby i pobiegałam dalej. Piąty kilometr to czas na żel z kofeiną, tylko jak tez robić, żeby nie stracić cennych sekund. Przy okazji wysmarowałam się kleistą substancją i na chwilę moją uwagę od biegu odciągnęła próba zmycia jej z palców, poprzez ulewanie z ust wody zaczerpniętej z ręcznego bidonu, który zabrałam, głównie z myślą płukania ust podczas biegu. Na 6 i 8 km zgubiłam prędkość, w wyniku czego pobiegłam je wolniej niż zakładałam bo 5’ i 5’11/km. Kilometr dziewiąty i dziesiąty to już trochę walka o tempo, które mi coraz częściej uciekało. Ostatnie 600 metrów wpadło z górki, jednak pod wiatr. Podjęłam nawet próbę finiszy na ostatnich 200 metrach, ale to już raczej ciężko było nazwa sprintem.
Noc miałam wyjątkowo przespaną, a warunki na zewnątrz idealne: 16 stopni C, lekki wiatr z górki i z wiatrem pod górkę, łącznie do zrobienia 3,5 okrążenia, końcówka z górki. Najpierw 18 minutowa rozgrzewka, z czterema akcentami 10''/30'', 500 metrów w tempie startowym i 5 minut wyciszenia, łącznie prawie 3 km. Postawiłam też na dynamiczne rozciąganie, wymachy nóg, krążenia.
O 11:30 byłam gotowa na start.
W tym momencie chciałoby się napisać, że tłumy kibiców zagrzewały do walki, dzieci wystawiały dłonie, żeby przekazać zawodnikom darmową energię, a ja wyprzedzałam kolejną i jeszcze jedną osobę, niosła mnie jakaś magiczna siła, a na koniec, finiszując sprintem, zrobiłam wymarzoną życiówkę na 10 km.
Niestety, tak fantastycznie nie było, a wręcz nudno i dość monotonnie, a jedyny głos, który mi towarzyszył to wybijany rytm biegu. Po 3 km miałam już lekko dosyć i nie mogłam doczekać się czwartego. Przeszło mi nawet przez myśl, że może aby tak przełożyć ten bieg na kiedy indziej, ale wtedy przypomniałam sobie o konkursie, i o wszystkich Was, którzy typowaliście wyniki i dopingujecie mnie tak mocno, więc zacisnęłam zęby i pobiegałam dalej. Piąty kilometr to czas na żel z kofeiną, tylko jak tez robić, żeby nie stracić cennych sekund. Przy okazji wysmarowałam się kleistą substancją i na chwilę moją uwagę od biegu odciągnęła próba zmycia jej z palców, poprzez ulewanie z ust wody zaczerpniętej z ręcznego bidonu, który zabrałam, głównie z myślą płukania ust podczas biegu. Na 6 i 8 km zgubiłam prędkość, w wyniku czego pobiegłam je wolniej niż zakładałam bo 5’ i 5’11/km. Kilometr dziewiąty i dziesiąty to już trochę walka o tempo, które mi coraz częściej uciekało. Ostatnie 600 metrów wpadło z górki, jednak pod wiatr. Podjęłam nawet próbę finiszy na ostatnich 200 metrach, ale to już raczej ciężko było nazwa sprintem.
Podsumowując. Nogi dały radę bez problemu, jednak wydolnościowo bieg stawał się coraz cięższy. W głowie wybijałam sobie rytm. Już wiem jak szybko muszę liczyć 1,2,3,4, żeby biec poniżej 5’/km;)
Zdecydowanie zabrakło mi adrenaliny zawodów, która pozwala odciągać myśli od własnych słabości, a w zamian skupić się na innych zawodnikach. Nie wiem jak u Was, ale dla mnie każda wyprzedzona osoba na zawodach, to taki darmowy zastrzyk energii. Kibice, widok mety, to wszystko pozwala spiąć się w sobie jeszcze bardziej. Więc liczę na to, że został jakiś zapas i w warunkach prawdziwych zawodów będzie jeszcze lepiej. ostatnie 200 metrów, chciałoby się napisać ogień, ale ledwie dokręciłam po 4'50/km
JAKA JEST HISTORIA MOJEJ DYCHY?
Jeżeli obecnie stawiacie, pierwsze biegowe kroki, to chcę Wam powiedzieć, że dacie radę. Będzie czasem bolało, ale wkrótce przejdzie, a satysfakcja z dobrze wykonanej roboty zostanie na długo!
Ostatnio dużo czytałam w internecie odnośnie tego, czym jest dla Was bieganie. Chętnie się dzielicie, tym ile pozytywnych wibracji Wam dostarcza, pozwala na relaks, chwilę wytchnienia i fakt, że możecie dzielić tą radość z innymi ludźmi. Przyznam, że dla mnie stanowi najtrudniejszą, z trzech triathlonowych, dyscyplin.
Dwa lata temu, dokładnie 13 maja 2018, Mia, moja córeczka, miała wtedy 4 miesiące, a ja poszłam na swój pierwszy marszobieg.
Dwa lata temu, dokładnie 13 maja 2018, Mia, moja córeczka, miała wtedy 4 miesiące, a ja poszłam na swój pierwszy marszobieg.
Ponieważ z natury jestem dość pragmatyczna, wybrałam plan biegowy dla początkujących na aplikacji endomondo, który systemowo wprowadzał mnie w tajniki sztuki biegowej, od marszobiegów, po coraz to dłuższe, bieganie ciągłe Przez pierwsze 3 tygodnie bolało mnie wszystko od bioder w dół z powodu biegania, a od bioder w górę z powodu noszenia Mi i małego jeszcze wówczas Remisia (niespełna 4 latka). Oczywiście przetrząsnęłam internety w poszukiwaniu wskazówek biegowych, postawy ciała, najcześciej popełnianych błędów etc. W między czasie trafiłam do fizjoterapeuty, jednak nie z powodu biegania a przeciążenia pleców. Zaczął się proces rehabilitacji, ledwie chodziłam przez dwa tygodnie. Delikatnie zaczęłam wzmacniać core i robić dodatkowe ćwiczenia wzmacniające w bardzo podstawowym zakresie. Dowiedziałam się również, jak rozciągać nogi oraz klatkę piersiową pod katem biegania.
Należy podkreślić, że nigdy w życiu nie trenowałam biegania, nie lubiłam i nawet w czasach podstawówki i mojego kolarstwa, wszelkie zawody biegowe traktowałam jak za karę. Pan od W-F (wychowanie fizyczne), również nie upatrywał tu talentu, było mnóstwo lepszych ode mnie dziewczynek. Szybszych i bardziej wytrzymałych. Ja za to dobrze grałam w piłkę nożną - w końcu miałam starszego brata. No i później jeździłam na rowerze, co również wychodziło mi całkiem dobrze.
Wracając do moich początków biegowych.
Pierwszą dychę przebiegłam 7 lipca 2018, niespełna 2 miesiące po rozpoczęciu treningów. To generalnie nie był najlepszy pomysł, zważywszy, że najdłuższy dotąd dystans, który przebiegłam ciągiem to było 7,8 km. No, ale cóż. Zawody odbywały się w Barczewie, ja z rodziną byłam w okolicy na wakacjach. Miałam chęć się jakoś sprawdzić, a tu, było mi po drodze. Zdecydowałam się przebiec pierwszą w życiu dychę na zawodach i o dziwo, dotarłam do mety. Było to najtrudniejsze dotąd doznanie w moim życiu i najbardziej ekscytujące zarazem.
Foto źródło własne. Start zawodów na 10 km, Barczewo 7.07.2018 Widać, że jeszcze wtedy nie było Instagrama :P |
Jako totalny żółtodziób nie miałam pojęcia o niczym, żadnej strategii totalny żywioł, który przypłaciłam ogromnym wysiłkiem.
Wystartowałam z czołówką jakieś 4’45, więc praktycznie po 500m już miałam dość tych całych zawodów, później było tylko gorzej. Ciągiem udało mi się przebiec 3200 metrów, a później włączył się tryb marszobiegów, na finisz dociągnął mnie kolega, dzięki czemu zmusiłam się do biegu na ostatnich 500 metrach.
Czas jaki wtedy wykręciłam to 1:04:43 i byłam 3 od końca. Pamiętam, że ciągle ktoś mnie wyprzedzał, a ja nie miałam siły biec. Co jakiś czas doping stawiał mnie do pionu, ale jak tylko zostawałam sama pozwalałam sobie natychmiast na marsz i wyrównanie oddechu. To była najdłuższa godzina w moim życiu. Przez tydzień dochodziłam do siebie, a bezpośrednio po wyścigu nie byłam wstanie się najeść ani napić. Tak mnie ssało do końca dnia.
Foto źródło własne. Bieg na 10 km w Barczewie. Mój pierwszy biegowy medal. Stylówka świadczy o tym, że czasy prehistoryczne. |
Czy byłam z siebie zadowolona? Oczywiście! Jeszcze 2 miesiące wcześniej nie śniło mi się ścigać, a tu, miałam swój pierwszy w życiu start za sobą. Czy polecam bieganie dychy na zawodach bez przygotowania? Nie! Jeżeli chcecie się zacząć ściągać, skorzystajcie najpierw ze wskazówek doświadczonych kolegów, lub pod okiem trenera. Nie stać Was na osobistego, zapiszcie się do jakiejś lokalnej sekcji biegowej. Ja miałam szczęście i nie przypłaciłam tego kontuzją, jednak znam przypadki osób co niestety bardzo szybko wykluczyły się z biegania, bo chciały za szybko i za mocno.
Foto źródło własne. Mrągowski Bieg Niepodległości 15.08.2018 i złamana godzina. |
Od tego momentu zaczęłam sobie stawiać cele i systematycznie je realizować. Koleżanka podsunęła mi plan treningowy na złamanie 50 minut. Głupia myślałam, że to da się zrobić za 5 tygodni. Zaczęłam trenować według tego planu. 15 sierpnia 2018 w Mrągowie wybiegałam 59:31s. W między czasie, 22 lipca 2018, przebiegłam 9,85 km cross robiąc wynik 1:02:02. Do złamania 50 minut wciąż była długa droga.
Wróciłam do aplikacji i przeszłam na plan dla średniozaawansowanych, ukierunkowany na szybsze bieganie 10 km. Aplikacja, mniej więcej co 5 tygodni podrzucała mi test na 12 minut i w oparciu o wynik podpowiadała tempa w jakich miałam realizować założenia treningowe. Do kolejnego testu na dychę podeszłam 25 listopadzie 2018, robiąc ją w 55:23s. No tu już było konkretnie poniżej godziny, więc radocha ogromna. Przez ostatnie miesiące właściwie tylko biegałam, często 4 razy w tygodniu. Odpuszczałam jedynie w dni kiedy deszcz zacinał w poziomie, a drzewa uginały się w pół. Co wbrew pozorom dość powszechne zjawisko o tej porze roku w Luksemburgu, w którym mieszkamy.
Foto źródło własne, test na dyszkę. |
Zimę 2018/2019 poświeciłam na dłuższe, spokojniejsze wybiegania. Wpadłam na pomysł, ze może wątroby tak zadbaj o bazę i jakieś podstawy biegowe, których mi ewidentnie brakowało. Niektóre źródła podają, ze dobrze jest ze dwa lata uprawiać jogging, zanim podejmie się plan treningowy i zacznie ściganie. Ja zrozumiałam potrzebę wolnego biegania, nieco później. W lutym doszedł basen i rower, a od kwietnia 2019, jako Ambasadorka Złotej Fali, zaczęłam przygotowania pod kątem Triathlonu i z 4 jednostek biegowych zrobiły się tylko 2. Byłam przerażona, tak cieżko pracowałam na biegowe wyniki, a teraz miałam to wszystko zaprzepaścić. Na szczęście już 10 maja 2019 okazało się, że z formą biegowa wcale nie jest tak źle, i zrobiłam nową życiówkę, tym razem na zawodach w Berdorf, w Luksemburgu z czasem 51:36s.
Od tamtego momentu, aż do niedzieli, 14 czerwca 2020 roku, nie udało mi się zejść poniżej 50 minut, co więcej pobić ostatniej życiówki. Gdzie tam na mocnych jednostkach treningowych ociekłam się o stara życiówkę, ale znacznego progresu nie było. Musiał minąć cały kolejny rok, żeby urwać te 2 minuty.
Wciąż nie czuję się utalentowaną biegaczką, ale ta droga pokazuje, że systematyczna praca daje wyniki, nawet u osób, które nie są szczególnie predestynowane do danej dyscypliny. Przez te dwa lata zmieniło się wygląd mojego ciała, teraz wyglądam nieco bardziej atletycznie niż na początku i ciężej jest mi wysiedzieć kilka godzin przed komputerem, niż pobiec 20 km ciągiem.
Więc, moi drodzy, jeżeli ja mogę to każdy może. Uwielbiam kiedy się mną inspirujecie i piszecie mi o swoich pierwszych biegowych krokach, przebiegniętych kilometrach, daje mi to dużo pozytywnej energii, bo czuję, że zmieniam życie na lepsze.
Wciąż nie czuję się utalentowaną biegaczką, ale ta droga pokazuje, że systematyczna praca daje wyniki, nawet u osób, które nie są szczególnie predestynowane do danej dyscypliny. Przez te dwa lata zmieniło się wygląd mojego ciała, teraz wyglądam nieco bardziej atletycznie niż na początku i ciężej jest mi wysiedzieć kilka godzin przed komputerem, niż pobiec 20 km ciągiem.
Więc, moi drodzy, jeżeli ja mogę to każdy może. Uwielbiam kiedy się mną inspirujecie i piszecie mi o swoich pierwszych biegowych krokach, przebiegniętych kilometrach, daje mi to dużo pozytywnej energii, bo czuję, że zmieniam życie na lepsze.
CZYM JEST DLA MNIE BIEGANIE?
Bieganie pozwala mi czuć że żyje, ciagle się rozwijać, poznawać siebie. Uczy mnie pokory i dyscypliny. Natomiast satysfakcja z osiągniętego wyniku wynagradza mi cały trud, który wkładam. I choć zdaje sobie sprawę z tego, że nowe życiówki będą coraz trudniejsze do osiągnięcia to nie mogę się powstrzymać przed postawieniem sobie kolejnego celu.
Tymczasem jednak wracamy do Tri i planuje nowe starty, bo wiadomo, z ostatniej listy ostał się jedynie Triathlon Szczytno, dlatego zmienię dystans i wystartuje tam na olimpijce. Dorzucam również Wirtualny Enea Bydgoszcz Triathlon na dystansie sprinterskim. Jeżeli Olsztyńska Szkoła Triathlonu zorganizuje Aquathlon w sierpniu, to również chętnie się zmierzę z tym wyzwaniem. A reszta wyjdzie w praniu. Wciąż liczę na to, że odbędzie się Malbork, gdzie planowałam mocno powalczyć o życiówkę. No i moja wisienka na torcie Cervia Romagna i dystans olimpijski.
Z kim się tam zobaczę? Koniecznie napiszcie w komentarzu na Facebooku Aga projekt_tri i na Instagramie @projekt_tri
Dziękuję, że zajrzeliście tu do mnie. Dzięki Wam ten blog żyje a nie jest tylko pamiętnikiem pisanym do poduszki.
Aga
@projekt_tri
Aga
@projekt_tri
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wasze komentarze są dla mnie cennym źródłem informacji do tego, aby blog mógł się rozwijać. Będą też stanowiły inspirację do kolejnych wpisów. Dziękuję!
Aga