1. Potrzebuję startować w zawodach!
Z ogromnym niedosytem zakończyłam sezon startowy TRI. Zdałam sobie sprawę, że proces to jedno i lubię go bardzo. Te wszystkie godziny wylanego potu, rutyna dnia, i każda, skrzętnie zaplanowana minuta, pozwalają mi efektywnie funkcjonować. Ale zawody, są czymś, bez czego żyć nie mogę. Potrzebuję mieć plan w oparciu o ściganie, potrzebuję celów, o które zawalczę pośród innych osób, potrzebna mi adrenalina i klimat zawodów. Zbijanie piąteczek, rozmowy o triathlonie podczas ładowania węgli i nowych TRI spotów. Dopiero tu, TRIathlon nabiera rumieńców. Z ciężkiej i żmudnej pracy, przeradza się w super zabawę.
2. Nie potrzebuję basenu, żeby podtrzymać formę, a nawet zrobić życiówkę na etapie pływackim!
Z pewnością wielu z Was jest gotowych nie zgodzić nie z tym stwierdzeniem, ale jestem tego przykładem. Od maja pływałam tylko i wyłącznie w jeziorach, a ostatni raz byłam na basenie w lutym. Zrobiłam postępy mimo tego, że pływałam dwa razy w tygodniu, maksymalnie 30-40 minut. Oczywiście trenerka dawała mi różne zadania, jednak większość była robiona na czucie, bo jak się domyślacie, wcale nie jest łatwo wyznaczyć w jeziorze setki, czy płynąć minutówki. Pokochałam pływanie w akwenach otwartych, choć początki, jak możecie przeczytać w poprzednich wpisach, łatwe nie były.
Moje doświadczenie potwierdza niejako teorię, że w triathlonie efektywniej jest poświęcić więcej czasu na bieganie i rower, zamiast przepychania litrów wody w basenie. Mówimy tu oczywiście o średnim poziomie amatorskim. W Malborku na 1/4 popłynęłam 1’43/100m. W roku poprzednim było to ponad 2’/100m. No i nowa miłość do kąpieli w zimie. Doprecyzuję, że nie pływam w lodzie i daleko mi do tego, ale morsowanie, skradło moje serce.
3. Żywienie, dieta, jedzenie, (zwał jak zwał), zrobiło mi dużą różnicę!
Na ten aspekt sportu zwróciłam uwagę dość późno. Tak, żywienie w triathlonie jest niezwykle ważne. Próbowałam różnych sposobów na czystą michę, jednak bardziej z myślą o szczupłej sylwetce, niż odżywianiu dostosowanym do faktycznych potrzeb organizmu i zużycia energetycznego. Słabe wyniki krwi uświadomiły mi, że czas coś z tym zrobić. W konsekwencji podjęłam współpracę z dietetykiem sportowym Mateuszem Gawełczykiem z Centrum Edukacji Żywienia i Sportu. Po trzech miesiącach widzę znaczną poprawę w regeneracji organizmu, a wyniki krwi, szczególnie poziom ferrytyny, powoli podnosi się do góry.
4. Trening skrojony na miarę oraz atencja około-startowa!
Może to głupie, ale ja jestem z tych co muszą mieć zaufanie do swojego trenera i choć odrobinę sympatii. Musi być flow. Ten flow odnalazłam w rękach Ani Tomicy. Nie potrafię współpracować z kimś kto traktuje mnie wyłącznie przez pryzmat planu treningowego i rozmawia ze mną bo tak mu nakazuje procedura. Szczególnie ważna jest dla mnie atencja w okresie startowym.
Sezon startowy to dla każdego młodego TRIathlonisty wyjątkowe wydarzenie. Na bierząco rodzi nie wiele pytań. Co i kiedy jeść. Jak się ubrać kiedy pogoda pod zdechłym "azorem" lub nawadniać, kiedy żar leci z nieba.
5. Siła i stabilizacja na prawdę oddają!
I tu wszyscy się ze mną zgodzicie, bo oczywiście większość z Was już dawno odkryła ten aspekt. No, ale cóż. Lepiej późno niż później;)
Gdyby mnie, ktoś zapytał od czego zacząć trenować triathlon? Powiedziałabym od ćwiczeń siłowych i stabilizacyjnych z dodatkiem cardio w formie krótkiego biegania, jazdy na rowerze oraz pływania. Na pływaniu w pierwszym roku skupiłabym się wyłącznie na technice.
Takie moje pięć lekcji i wniosków, które wyciągnęłam dla siebie wraz z upływem roku 2020. Z nadzieją, pokorą i wdzięcznością wchodzę w 2021.
Dziękuję, że zajrzałaś/eś!
Życzę Ci pięknego 2021 i spełnienia w każdej dziedzinie życia!
Pozdrawiam
Aga
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wasze komentarze są dla mnie cennym źródłem informacji do tego, aby blog mógł się rozwijać. Będą też stanowiły inspirację do kolejnych wpisów. Dziękuję!
Aga