maja 24, 2022

Challenge Family Lizbona | Ile kosztują zagraniczne starty?


Bordallo II, street art, Challenge Lisboa
Ryś ze śmieci zebranych w Oceanie stworzony przez street art-owego artystę Bordallo II.
To tu mieściło się biuro zwodów, expo oraz linia, wodnego startu. Fot. źródło własne.

    Challenge Family Lizbona, które miały miejsce 7.05.2022 roku, to moje pierwsze zawody pod egidą federacji Challenge i pierwsze w życiu zawody zagraniczne. Jednocześnie pierwsze zawody tri w sezonie i  drugi w życiu (na temat debiutu w Malborku możecie poczytać TU!) start na dystansie średnim, czyli 1900m pływania, 90km jazdy rowerem i 21,1km biegu. 

W tym wpisie pominę aspekt emocjonalny oraz rozbudowane opisy, które towarzyszyły mi na poszczególnych etapach, a jedynie nakreślę, jak z mojej perspektywy układał się bieg sportowych zdarzeń i założenia jakie realizowałam krok po kroku. Jest to również odpowiedź na większość pytań, które od Was otrzymałam, a za które dziękuję. Daje mi to poczucie, że ten blog to coś więcej niż tylko moje wspomnienia.

Zanim jednak przejdę do etapów samego startu, chciałam się z Wam podzielić tym, że po raz pierwszy zrobiłam carboloading zgodnie z założeniami dietetyka sportowego - Mateusza Gawełczyka i sprawdziło się wszystko doskonale. Żeby nie powielać treści, polecam Wam jego bloga i podcast, które znajdziecie na stronie dietetyk sportowy online !

Więc jak to było?

PŁYWANIE

    U jednych winduje adrenalinę pod sufit i wzmacnia chęć rywalizacji, innych przyprawia o mdłości i raczej rezygnację z wyścigu, niż bezsensowną napierdalankę w wodzie. Mowa oczywiście o starcie wspólnym, czy jak ktoś preferuje masowym z wody. Pierwsza fala startowała już o 7:30 - 280 osób, druga, około 276 osób pięć minut później i za kolejne 5 minut fala trzecia, w której startowałam ja około 238 osób, a w której były przede wszystkim panie z kategorii 35 i wyżej oraz panowie 50+ (ilości osób z fal została wyliczona na podstawie listy startowej, jednak wiele osób nie dotarło na zawody, a wyścig finalnie ukończyło 478 osób w tym 67 kobiet). 

Oceanrium Lizbona, Lisboa
Oceanrium w Lisbonie. To w tym zamkniętym akwenie płynęliśmy szlaczkami 1900m. Fot. źródło własne.
 

    Nie ukrywam, że perspektywa startu wspólnego z kobietami ukoiła moje nerwy. Odnoszę wrażenie, że dziewczyny pływają, mimo równie dużej szybkości, nieco spokojniej niż panowie. Nauczona doświadczeniem pralki, postanowiłam ulokować się w pierwszym rzędzie i od środka akwenu, w którym wyznaczona była trasa etapu. Dało mi to możliwość szybkiego odbicia się od grupy w bok i znalezienie przestrzeni oraz własnego rytmu. Może nie najlepsze, z punktu widzenia dobrego wyniku, rozwiązanie, ale wydawało mi się to dużo mniej stresujące i w efekcie skuteczniejsze, niż próba łapania czyiś nóg. 

    Pierwsza żółta boja, oddalona około 400 m od lini startu, była widoczna dopiero od połowy dystansu. To był moment kiedy zaczęłam zbliżać się do grupy zawodników i resztę dystansu płynęłam już z innymi. Na pierwszej nawrotce było dość ciasno, później z każdą kolejną robiło się luźniej, aż do ostatniej prostej, gdzie zaczęliśmy napływać ostatnich zawodników fali drugiej i momentami robiło się nerwowo. Opływając ostatnią boję zahaczyłam o linę, wytrąciło mnie to nieco z równowagi, próbując nad nią przepłynąć, niefortunnie napięłam łydki i w tym samym momencie obie się bardzo boleśnie spięły. Nie przeżyłam jeszcze czegoś tak brutalnego, i choć mentalnie byłam na to gotowa, nie sądziłam, że ból będzie tak dojmujący. W pierwszej chwili myślałam, że już po zawodach, zaczęłam pracować samymi rękoma, a nogi bezwładnie ciągnąć za sobą, próbując je jednocześnie rozluźnić. Wychodząc na rampę doprowadzającą do strefy zmian, niespiesznie stanęłam, po czym zaczęłam iść w stronę wyjścia testując stan napięcia łydek. Na szczęście skurcze odpuściły, i po przejściu belki czasowej byłam w stanie delikatnie potruchtać do roweru. Ten etap kończę z czasem 39 minut 55 sekund i był to 39 czas wśród wszystkich pań.

    T1 bez zbędnych niespodzianek, czas 2:08, czas 15 wśród kobiet. Sporo czasu zajęło mi dotarcie do roweru ze względu na wspomniane wcześniej skurcze łydek.

ROWER

    Trasa świetna i wcale nie taka płaska, bo naliczone ponad 680 m przewyższenia, z czego większość w jedną stronę i pod wiatr, aż do nawrotki. Później długi szybkich zjazd z pięknym widokiem na ocean, gdzie próbowałam odrabiać straty jadąc po 50 km na godzinę (zdarzyło się nawet polecieć 60,2 km/h), dodatkowo na trasie jeszcze kilka delikatnych podjazdów i zjazdów oraz nawrotek i tak 4 razy. Spowalniaczy nie brakowało, ale mimo wszystko jechało się bardzo przyjemnie. Trasa niedoszacowana, bo wyszło 88km. Nie potrafię powiedzieć z jaką mocą przejechałam ten dystans bo nawalił mi licznik i nie rejestrował mocy. Wykręciłam czas 2:47:58 (31,5km/h) co uplasowało mnie na 27 pozycji wśród kobiet. Wypiłam prawie dwa bidony 750 ml isotoniku, zjadłam 3 batony i dwa żele, z czego jeden kilka minut przed zjazdem do strefy. Gdybym miała ocenić ten etap? Wydaje mi się, że mogłam cisnąć mocniej, jednak z tyłu głowy towarzyszyła mi myśl, że czeka mnie półmaraton w pełnym słońcu z ponad trzydziestoma stopniami ciepła. Pierwszy start sezonu, sporo osób poświęciło się, żebym mogła wystartować w Lizbonie, nie chciałam tego zepsuć zwykłą brawurą.

    T2 zrobiłam ze spokojem w czasie 1:58. Kask zdjęty, skarpety i buty na nogi, 2 żele w stanik, jeden do kieszonki i zaczęłam rozglądać się za jakimś tojkiem. Wprawdzie uczucia skropliły mi się już po etapie wodnym, ale jakoś tak poszłam za ciosem i na rowerze o problemie zapomniałam. Natomiast po zejściu z roweru, no nie było już opcji. Niestety w strefie zmian tojków nie było, wybiegłam więc na trasę z nadzieją, że coś znajdę. No i tu mogłabym się przyczepić gdybym bardzo chciała, ponieważ tojków było bardzo mało jak na zawody tej rangi i całe szczęście, że skręciłam do jednego zlokalizowanego przy mijanym biurze zawodów, zanim jeszcze dotarłam na główną część trasy biegowej, bo później już żadnego nie widziałam. Myślę, że minuta nie moja, ale 100% do komfortu dalszego etapu wyścigu. Niezdecydowanym wizytę taką polecam, nie ma nic gorszego jak uczucie ucisku na pęcherz na trasie biegowej.

BIEGANIE

    Przygoda życia! Chyba jeszcze tak wolno, żadnego półmaratonu nie przebiegłam, no chyba, że treningowo w tlenie. Tempo 5'47/km czas 2:01:32 (no dobra minutka na tojka) i 25 czas wśród kobiet. Najszybsza kobieta poleciała 1:27:19, więc można biegać szybko nawet w trzydziestostopniowym upale. Pętle biegowe nieco powyżej pięciu kilometrów, na każdej nawrotce stacje nawadniające, a w jednej trzeciej spryskiwacze. Mój organizm domagał się ogromnej ilości płynów. Na każdej stacji piłam isotonik, lub redbula, a na koniec i coca colę, plus butelki wody, z którymi się nie rozstawałam od stacji do stacji, a które na siebie głównie wylewałam. Biegnąc po 5'47/km czułam się jak podczas interwałów i przyznam, że obawiałam się zbyt wczesnego przyciśnięcia. Dlatego zebrałam się w sobie na ostatnich dwóch kilometrach, gdzie podkręciłam tempo do 5'15 (takie było założenie na cały bieg) a końcówkę pobiegłam po 4'40/km, już nie kalkulowałam i tylko z radością i ulgą w sercu pomknęłam ku mecie. Na biegu oprócz wspomnianych napoi, zjadłam dwa żele. Pierwszy raz miałam wrażenie, ze ciągle coś jem i pije. Nie bez przyczyny mówi się w Ironmanie jak o mistrzostwach w jedzeniu i piciu. Zrozumiałam i doświadczyłam tego właśnie podczas tych zawodów.




finisher, winner
Dekoracja w kategorii wiekowej K40. Challenge Lisboa. Fot. żródło własne.


    Ostatecznie zajęłam 3 miejsce w mojej nowej kategorii wiekowej K40 i 28 wśród wszystkich, startujących, pań. Dało mi to jednocześnie kwalifikację na Mistrzostwa federacji Challenge w Samorin, które odbędą się w 2023. Są to jedne z ciekawszych opcji na bucket liście triathlonowych wydarzeń na Świecie. Jako ciekawostkę zdradzę Wam, że w starej kategorii również bym zdobyła slota, ponieważ były rozdawane do 6 miejsca.

Medal oraz statuetka z zajęcie trzeciego miejsca. No dumna jestem. Fot. źródło własne.

Fot. Challenge Family

LOGISTYKA i KOSZTY

Czyli to, co interesowało was, z punktu widzenia takiego zagranicznego startu, najbardziej.




Apartament dzielony z innymi osobami to koszt około 80 złoty/os/doba. Hotele w okolicy startu około 100 Euro/doba. 

Plusy apartamentu: 

1. Znacznie niższa, niż hotele, cena.

2. Dobrze wyposażona kuchnia, można było sobie samodzielnie gotować.

3. Dostępność pralki (gdyby działała) również super udogodnienie.

4. Dużo miejsca, 3 całkie spore sypialnie oraz duży, przestronny, wspólny salon, dwie łazienki i kuchnia.

Minusy, które przy wyborze tego typu rozwiązania warto wziąć od uwagę: 

1. Dzielimy apartament z innymi osobami, w naszym przypadku miało być 6 osób, skończyło się na trzech, w związku z czym nie było kolejek do łazienek, a były dostępne dwie z czego jedna bezpośrednio z jednej, z trzech dostępnych, sypialni. 

2. Płacimy tyle co inni a pokoje są różnego standardu i wygody, co może powodować, nikomu niepotrzebne przedstartowe napięcia.

3. Sytuacja, w której jest dostępny tylko jeden klucz do apartamentu. Wyobrażam sobie, że przy 6 osobach to wymagałoby już dużego zgrania ekipy i właściwie wspólnej logistyki, tak, żeby wszyscy się czuli z tym komfortowo i nikt nie musiał się czuć podporządkowany czyimś planom.

4. Czwarte piętro bez windy. Nie lada wyzwanie dla osób, które jak w moim przypadku, pojechały tam samodzielnie, bez supportu. Najpierw, żeby przecisnąć się przez wąskie drzwi kamienicy, następnie wdrapać się tam z walizką rowerową po skrzypiącej klatce schodowej. Przyznam, że nadźwigałam się ciężarów przez te kilka dni.

5. Przejazdy. Wbrew pozorom nie było to bardzo uciążliwe, ale trzeba było się trochę nachodzić. Żeby uniknąć zbędnego tachania roweru w tą i z powrotem zamówiłam serwis, który był oddalony jakieś 500 metrów od strefy zmian w dzień kiedy można było rowery od razu wstawić do stref zmian. Po zawodach pakowałam rower sama, w związku z czym tylko z nim plus plecak wracałam do apartamentu, gdzie już była moja walizka, którą z serwisu zabrałam zaraz po oddaniu tam roweru. Zawsze to trochę lżej.


GALERIA WSPOMNIEŃ WIZUALNYCH

Lizbona, street view
Klimatyczna Lisbona. Dzielnica Saldahna oddalona 20 minut metrem od strefy startu. Tam mieścił się wynajęty przez nas apartament.

Krótka wycieczka do Torre de Belem oraz wzdłuż brzegu do plaży de Algés, gdzie zażyłam pierwszego w tym roku open water.

Różnica temperatur sprawiła, ze woda wydawała się strasznie zimna, w rzeczywistości miała około 18 stopni.



Pakiet odebrany. Można się chillować i kontynuować caroboloading. Fot. źródło własne.




kawa na tarasie, lizbona, widok na ocean
Przed startowy chill w jednej z kawiarni przy Oceanarium. Fot. źródło własne.

sorbet w lizbonie
Carboloading trwa. Fot. źródło własne 

dziewczyna na tle oceanu
Pięknie tam. Jedyne czego brakuje to bliscy. Fot. źródło własne.

bidon z isotonikiem
Nawadniane. Fot. źródło własne.

Jeżeli uważasz ten wpis za wartościowy to oczywiście możesz, a nawet powinieneś udostępnić go dalej i podzielić się nim ze znajomymi. Jeżeli czegoś zabrakło, mam dodatkowe pytania do wal śmiało. Wiesz gdzie mnie znaleźć - @projekt_tri


Ściskam

Aga



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wasze komentarze są dla mnie cennym źródłem informacji do tego, aby blog mógł się rozwijać. Będą też stanowiły inspirację do kolejnych wpisów. Dziękuję!
Aga

Copyright © Aga projektTRI , Blogger